Pod maską seryjnego Urusa pracuje ośmiocylindrowy, czterolitrowy motor doładowany dwiema turbosprężarkami. Ten włosko-niemiecki piec generuje moc 650 koni mechanicznych, które w połączeniu z genialnym ośmiostopniowym automatem i napędem na cztery koła „wyrzucają” Urusa od zera do pierwszej setki w 3.6s. Tylko, że „mój” egzemplarz seryjny nie jest, a więc bez wątpienia dane, o których wspomniałem wyżej należy traktować z przymrużeniem oka. Mansory „wstrzyknęło dość silny steryd” pod maskę, dzięki czemu hamownia ukazała nam prawdę w postaci 808 koni mechanicznych. Moment obrotowy tej jednostki napędowej przekracza 950 niutonometrów, a to wszystko w połączeniu z mniejszą masą pojazdu za sprawą elementów nadwozia z włókna węglowego sprawia, że start od 0 do 100 km/h odbywa się w czasie około 3.3s. Podsumowując; zanim wcisnąłem przycisk START najpierw musiałem „wbić sobie w kopułę”, że ten wóz jest silniejszy niż Aventador SVJ, dlatego wszelkie przejawy młodzieńczego zrywu powinny pozostać na placu zabaw, a nie za kierownicą Urusa Mansory. Basowy pomruk przerywany krótkimi chrapnięciami bardziej przypomina rasowe „sześćdziesiąte trzecie AMG od Mieczysława (Mercedes S63 AMG) niż wrzeszczącego, dzisięcio-cylindrowego Huracana. Moją uwagę ponownie skupił „zespół manetek” na tunelu środkowym. Kierowca ma do wyboru łącznie siedem trybów jazdy; Strada, Sport, Corsa (znane z Huracana tryby drogowe i jeden torowy) oraz Sabbia, Terra, Neve ułatwiające jazdę po śliskiej nawierzchni lub piasku. Do dyspozycji pilota tego samolotu producent przekazał dodatkowy tryb EGO, który jest konfigurowalny w zależności od preferencji. Dzięki EGO możemy niezależnie ustawić działanie kontroli trakcji, układu kierowniczego i zawieszenia. Gotowy niczym koń w bloku startowym wykonałem ostatnią korektę fotela oraz lusterek, wziąłem trzy głębokie wdechy i.., stoję jak ten debil, ponieważ nie umiem włączyć Drive. Po kilkukrotnej analizie „zespołu manetek” i kombinacjach alpejskich polegających na naprzemiennej wędrówce gdzieś pomiędzy wstecznym, a luzem nadal stoję niczym specjalista od Lamborghini oczekujący na bliżej nieokreślony cud. Wreszcie mój kamerzysta szepnął z lekkim uśmiechem na twarzy; „kliknij prawą łopatkę przy kierownicy”. Voila! Na zegarze centralnym ukazała się magiczna literka D i wreszcie ruszyłem do przodu. Pierwsze wrażenia z jazdy to jeden wielki, pozytywny syndrom szoku i zaskoczenia. Pomyślałem, że to chyba pierwsze i ostatnie w historii tak wygodne i cywilizowane Lambo, które prowadzi się jak wielki resorak. Za sprawą „nadprecyzyjnej” skrzyni biegów, skrętnej tylnej osi i idealnie zestrojonego układu kierowniczego wóz nie odczuwa trudów poruszania się po miejskiej dżungli; nie szarpie, nie przechyla się na zakrętach i nie przeciąga biegów w nieskończoność wrzeszcząc przy tym jak szalony. My po prostu decydujemy gdzie chcemy jechać, skręcamy kierownicę, a Lambo posłusznie wykonuje nasze nawet najbardziej dziwaczne zachcianki, nie manifestując przy tym oburzenia w postaci chociażby piszczących opon. No Ok.., ale czy to jest prawdziwe Lamborghini pomyślałem? Odpowiedź nadeszła szybko i brzmiała: „Tak, to jest prawdziwe Lamborghini, włącz tryb Sport”.., włączyłem. Dosłownie w ułamku sekundy zmienił się dźwięk układu wydechowego, skrzynia zrzuciła jeden bieg w dół i zaczęło robić się poważnie. Zjechałem na mało uczęszczany odcinek drogi, zatrzymałem wóz, chwyciłem mocno kierownicę oburącz i wcisnąłem mocno gaz gdzieś w okolice podłogi. Zwłoka na skrzyni, turbodziura, niedostatek mocy? To nie ten adres moi drodzy! W ułamku sekundy poczułem jak moje przednie zęby cofnęły się do tyłu i nie wiedząc kiedy wskazanie prędkościomierza wyfrunęło grubo powyżej setki.., z naciskiem na grubo powyżej. Po zatrzymaniu w aucie nastąpiła dziwna, krępująca cisza. Z opowieści wiem, że wyraz mojej twarzy przypominał pelikana, który połknął kombinerki. Rozglądając się na boki zacząłem myśleć o tym co przed chwilą przeżyłem i doszedłem do jednego ważnego wniosku. W Urusie przyspieszenie nie liczy się w jednostce miary od 0 do 100 km/h tylko od 0 do utraty prawa jazdy na sekundę, a więc; jeśli w mieście istnieje ograniczenie prędkości do 50 km/h, a przekroczenie tej wartości o 50 km/h skutkuję zatrzymaniem uprawnień, to z mojego wzoru matematycznego wynika, że utrata prawka nastąpi w czasie 3.3 sekundy! Nawet gdyby kara miałaby nas spotkać na odcinku drogi z ograniczeniem do 70 km/h to też nie stanowi problemu, ponieważ Urus przyspiesza od 0 do 120 km/h w czasie krótszym niż 4 sekundy. Podsumowując przyspieszenie Lamborghini Urus Mansory; od 0 do utraty prawa jazdy dobrniemy średnio w czasie krótszym niż 4 sekundy :) i jeszcze jedno.., to był „tylko” tryb Sport, a jeszcze jest Corsa. Dnia 28 stycznia 2021 kiedy kręciłem vlog na temat tego samochodu, temperatura powietrza oscylowała w granicach 1 stopnia Celsjusza. Maksymalna temperatura opon, którą udało mi się osiągnąć wyniosła zaledwie 10 stopni, a to zdecydowanie za mało aby mówić o jakiejkolwiek „rozsądnej” przyczepności do podłoża. Z doświadczenia wiem, że aby zapewnić optymalną trakcję, temperatura opon w supersamochodach powinna oscylować w granicach 50 stopni Celsjusza i więcej bo w przeciwnym wypadku zwyczajnie „zmiecie nas z planszy” i to w najmniej oczekiwanym momencie. Pamiętajcie, że w trybie Corsa kontrola trakcji w zasadzie jest rozpięta do końca. W aucie, którego moc silnika przekracza 800 koni mechanicznych nie pomoże Wam napęd na cztery koła, systemy stabilizacji toru jazdy etc., może jedynie pomóc zdrowy rozsądek. Włączyłem dosłownie na chwilę tryb Corsa aby zobaczyć jak pracuje skrzynia biegów, ale nie miałem ani chęci, ani odwagi wciskać mocno pedału gazu. Każda zmiana przełożenia w tym ustawieniu odbywa się z charakterystycznym „kopnięciem” w plecy. Ten tryb nie nadaje się do jazdy w mieście. Samochód jest agresywny, przeciąga biegi i szarpie. Corsa jest trybem torowym i tylko w rękach doświadczonego kierowcy zabawa z wypiętą trakcją na torze wyścigowym ma jakikolwiek sens, który i tak niesie za sobą ogromne ryzyko. Tylko czy trzymanie byka za rogi może w ogóle być bezpieczne?..
Moi drodzy, jadąc samochodem marki Lamborghini świat dookoła wygląda inaczej. Czujemy się wyjątkowo, rozpiera nas duma i wiara we własne umiejętności. Tego doświadczenia nie da się porównać z niczym innym, ale zrozumie to tylko ten, dla kogo motoryzacja jest nieodłącznym elementem życia na ziemi. Jak już wielokrotnie podkreślałem moje serce bije w kierunku Lambo.., a Mansory? Jazda tym samochodem jest jak zakazana randka z piękną księżniczką; wiesz, że możesz mieć kłopoty, wiesz, że to tylko ulotna chwila, która trwa i za chwilę się skończy, a mimo wszystko chcesz tego i zaślepiony pięknem wpadasz w głęboką, kolorową otchłań, z której za chwilę wypadniesz do szarej rzeczywistości nie wiedząc czy to się zdarzyło naprawdę czy to był jedynie piękny sen w tym dziwnym, zakręconym świecie...
Dziękuję Marcin, Chapeau bas...
Dziękuję również Rafałowi i Krzyśkowi za pomoc w realizacji materiału na temat tego niesamowitego i unikalnego supersamochodu.
Artur Rojewski
Moje motto życiowe brzmi „nadzieja umiera ostatnia”, dlatego uruchomiłem wyobraźnię, listę kontaktów i zacząłem zastanawiać się kogo warto zapytać nie tylko o posiadanie, ale również o chęć użyczenia samochodu wartego więcej niż luksusowa posiadłość w całkiem niezłej nadmorskiej lokalizacji. Na mojej liście znaleźli się Panowie; Marcin z Monaco, Ronaldo, Abramowicz, Książę Arabii Saudyjskiej i Sułtan Brunei. Szybko doszedłem do wniosku, że do ostatniej czwórki nie mam numeru telefonu, a nawet jeśli bym miał to co im powiem? „Cześć Ahmed, z tej strony Abdul ze Szczecina, słuchaj jest taka sprawa; pożycz na dzionek Lambo Mansory bo kręcę vloga na mieście” Obawiam się, że mogliby na to nie pójść... Pierwsza myśl jest najlepsza więc zatelefonowałem do Marcina. To był strzał w przysłowiową dychę i za kilka dni najnowsze Lamborghini Urus Mansory nie stało już w pilnie strzeżonym garażu na przedmieściach Abu Dhabi, a pod blokiem, w którym mieszkam na jednej ze szczecińskich dzielnic :D Sam widok czarnego Mansory ze złotymi wstawkami spowodował, że kolana wygięły mi się w drugą stronę. Ten wóz z serią nie ma za wiele wspólnego, ponieważ zmieniono praktycznie wszystko; maskę, zderzak, spojler, splitter, dyfuzor, błotniki, progi, koła, układ hamulcowy i wydechowy. Nowe elementy nadwozia zostały wykonane w całości z włókna węglowego, natomiast tarcze hamulcowe to połączenie karbonu i ceramiki. Absolutną wiśnią na tym włosko- niemieckim torcie są ogromne 24- calowe kute felgi ze złotym elementem ozdobnym opasającym ranty dookoła. Nie mniej imponujące jest wnętrze tego samochodu. Nie ma mowy o badziewiu czy niedoróbkach. Przeważa najwyższej jakości delikatna skóra w kolorze żółto-czarnym, alcantara, karbon, odrobina aluminium i szkło, z którego wykonane są wyświetlacze na konsoli środkowej. Oczywiście wszystkie szwy tapicerki zostały wykonane ręcznie. Na tylnych siedzeniach bez większego trudu mogą podróżować dwie osoby, które oprócz wygodnych lecz nieco twardych siedzeń z ręcznie wyhaftowanym logo Lamborghini, mają do dyspozycji dwa dotykowe monitory pełniące funkcję multimedialnej rozrywki. Wiele osób porównuje Urusa do Audi Q8 i oczywiście jest w tym odrobina prawdy, ale nie do końca. Ten wóz to swoista hybryda, taki zlepek wszystkiego co najlepsze w gamie Volkswagena. Płyta podłogowa pochodzi z Porsche Cayenne, silnik z Panamery, a wnętrze to domieszka Audi Q8 i Lambo.., na całe szczęście z naciskiem na Lamborghini. Nie twierdzę, że geny Audi są złe, a wręcz przeciwnie!, natomiast uważam, że Lambo musi się wyróżniać, musi być wyjątkowe, niepowtarzalne i takim właśnie samochodem jest Urus Mansory. Menu tego wozu nie jest tak rozbudowane jak w wyższych modelach Audi, natomiast posiada kilka cech wspólnych. Dotykowy monitor na tunelu środkowym, dzięki któremu sterujemy klimatyzacją jest niemalże wierną kopią tego jaki znajdziemy w Q8, natomiast ekran umiejscowiony powyżej różni się zarówno wyglądem jak i interfejsem samego menu. Z poziomu górnego dotykowego ekranu możemy sterować radiem, nawigacją, telefonem oraz multimediami. Ciekawostką jest ikonka z napisem URUS, po kliknięciu której rozwija się panel z dodatkowymi funkcjami umożliwiającymi na przykład; wybór trybów jazdy czy wyświetlenie dodatkowego wskaźnika pochylenia pojazdu wraz z chwilowym wykorzystaniem momentu obrotowego przenoszonego na poszczególne koła. Z poziomu ekranu dotykowego można wyregulować fotele kierowcy i pasażera, a także sterować ich podgrzewaniem oraz wentylacją. Nie zabrakło możliwości konfiguracji oświetlenia Ambiente, a także systemu nagłośnienia. Bez wątpienia cechą wspólną z Audi jest kierownica wraz z układem przycisków, za pomocą których kierowca obsługuje menu na ekranie centralnym. Na tym kolorowym zegarze nie zabrakło informacji o ciśnieniu i temperaturze ogumienia, wskazań przechyłu samochodu, komputera pokładowego oraz mapy nawigacji satelitarnej. Ponadto w prosty i intuicyjny sposób możemy sterować systemem audio lub włączyć wskaźniki sportowe, dzięki którym dowiemy się jak duże przeciążenie oddziałuje na nas podczas pokonywania ostrych zakrętów. Na tunelu środkowym, pod monitorem do sterowania wentylacją producent zamontował „zespół dźwigni i dźwigienek” przypominających te montowane w nowoczesnych samolotach myśliwskich. Po środku znajduje się czerwona klapka, po uniesieniu której naszym oczom ukazuje się magiczny przycisk START.., no to Start!
„Lamborghini Urósł"
Podczas jednej z podróży samolotem, gdy na wysokości 5 tysięcy metrów zerknąłem przez małe okrągłe okienko, moim oczom ukazała się dziwna, piaszczysta kraina, którą znałem jedynie z opowieści o arabskich księżniczkach i wszechobecnym przepychu. Właśnie dolatywałem do Kataru, w którym fundamenty domów zbudowane są z walizek wypchanych dolarami, a zamiast dachówek przykleja się banknoty Euro o najwyższych nominałach, ponieważ są lekkie, przewiewne, jest ich tam pod dostatkiem i dobrze się sprawdzają, dlatego że w Katarze w zasadzie nie pada.., a jeśli pada to mało, więc nawet jeśli banknoty zamokną to szybko i łatwo da się zbudować dach od nowa. Korzystając z wolnego czasu, którym dysponowałem w oczekiwaniu na kolejny lot, postanowiłem pospacerować po terminalu lotniska w Doha podpatrując przy okazji tamtejsze zwyczaje. Minąłem stoisko ze złotem i diamentami, zatrzymałem się na chwilę przy kafejce internetowej wyposażonej wyłącznie w sprzęt Apple i już miałem ruszać w kierunku sklepu z pamiątkami, kiedy moją uwagę przykuł kiosk ruchu, w którym oprócz batoników, wody mineralnej i porannej prasy arabskiej znalazłem coś jeszcze.., a mianowicie najnowszego Lamborghini Urusa, którego jak do tej pory widziałem jedynie na okładce brytyjskiego, renomowanego czasopisma motoryzacyjnego. W pierwszej chwili pomyślałem, że to makieta, ponieważ w głowie mi się nie mieściło, że istnieje na ziemi kraina, w której Lambo może stanowić dodatek do porannej prasy. Z drugiej strony czy wyobrażacie sobie kiosk ruchu na dworcu centralnym w Szczecinie, w którym to Pani ekspedientka szuka krzyżówki panoramicznej zawieruszonej gdzieś pomiędzy Aventadorem, a Porsche 911 Turbo S?? No właśnie... Moje pierwsze spotkanie z tym majestatycznym włoskim stworem przypominającym predatora było co najmniej dziwne. W mojej głowie kłębiło się wiele myśli; czy to na pewno prawdziwe Lamborghini? Czy to dobry pomysł? No, ale jak to tak? Wreszcie nadszedł czas dalszej podróży więc wsiadłem do samolotu i odlatując w siną dal pozostawiłem Urusa tam gdzie go spotkałem.., czyli w kiosku na lotnisku pomiędzy wodą mineralną, gazetą codzienną i baśnią tysiąca i jednej nocy arabskiej. Mniej więcej w połowie 2020 roku, przeglądając prasę motoryzacyjną natrafiłem na wzmiankę o wyjątkowym egzemplarzu Urusa, który został stuningowany przez niemiecką firmę Mansory, słynącą z szalonych i piekielnie drogich projektów przebudowy najbardziej luksusowych samochodów na świecie. Te wyjątkowe motoryzacyjne „jajka Faberge” są zarezerwowane dla najbardziej wymagających klientów, dla których cena w zasadzie nie gra roli. Oni chcą mieć wóz jedyny w swoim rodzaju; piękny, szybki i okrutnie drogi. Tylko skąd ja mam taki wóz zdobyć? Biorąc pod uwagę mój status materialny to nawet cena porządnego siodełka rowerowego potrafiła przyprawić mnie o ból głowy i jakiś wewnętrzny niesmak związany z nieplanowanym wydatkiem po zuchwałej kradzieży...
Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.
Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)
Polub mnie